wtorek, 9 kwietnia 2013

Rząd nie ogarnia, premier się uśmiecha

Siedzieli, myśleli i wydumali... Pakiet rodzinny ogłoszony przez Donalda Tuska i ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza jest dowodem na brak zrozumienia ze strony rządu, że zmiany istniejące wyłącznie teoretycznie (bo praktycznie nic nie zmieniają) poprawy nie dadzą, a polski naród naiwny nie jest. Wydłużenie urlopów macierzyńskich nie poprawi dzietności, bo pracodawcom to nie pasuje i zmienny rynek rządzi się własnymi prawami. A rząd chyba powinien wybrać się na przyspieszony kurs z dobrej polityki rodzinnej. 

Tak; uśmiechnięty pan premier Donald Tusk
Efekt „gwarantowany”
Co tymczasem wciska uśmiechnięty od ucha do ucha premier? Uwaga (!)... Od przyszłego roku Polacy mają chętniej decydować się na dzieci. - Dobre sobie. Naiwni ci, którzy twierdzą, że jak udało się wygrać w wyborach, to każde wypowiedziane i sprzedane mediom słowo stanie się ciałem. Najpierw niech te wszystkie obietnice zamieszkają między nami... Tymczasem Polską rządzą optymiści, którzy spodziewają się pozytywnego efektu swoich „wspaniałomyślnych” regulacji, które wejdą w życie we wrześniu 2013 r.

O co tyle szumu?
Rozwiązania prawne promujące dzietność są bezwzględnie konieczne. Według szacunków demografów tym roku urodzi się zaledwie ok. 390 tys. dzieci. Taka liczba nie zapewnia prostej zastępowalności pokoleń . Aby Polska nie wymierała, dzieci powinno się rodzić o połowę więcej. Jest nas teraz 38,5 mln, a w 2020 r. – jeśli wskaźniki nie ulegną pogorszeniu - będzie zaledwie 37,2 mln. Tymczasem zaproponowane przez rząd rozwiązania prorodzinne są niewystarczające. Na pewno nie wydobędą społeczeństwa z depresji urodzeniowej i nie zapobiegną demograficznemu spustoszeniu państwa.

Do pracy (której nie ma) rodacy!
Przedstawiony pakiet ustaw na rzecz rodziny jest niepełny i jednostronny. Przede wszystkim rząd promuje model rodziny małodzietnej i to w takiej wersji, że dziecko po pierwszych urodzinach jest oddawane do żłobka. Nikt nie wziął pod uwagę, że wiele matek chce wychowywać swoje dzieci w domu, przynajmniej do czasu zanim maluchy nie pójdą do przedszkola. Część matek wracających szybko do pracy też nie chce oddawać dzieci do żłobka. Ale rząd podał tylko jedno rozwiązanie – matka do pracy, dziecko do zakładu opiekuńczo-wychowawczego. Samo wydłużenie urlopów macierzyńskich też niczego nie rozwiąże, bo dłuższy pobyt matki w domu skutecznie blokuje jej późniejszy powrót na rynek pracy. Matki nie mają dokąd wracać, ponieważ pracodawcy stawiają sprawę jasno – jeśli kobieta jest długo nieobecna w firmie, muszą zatrudnić na jej miejsce nowego pracownika. Wszakże brakuje propozycji elastycznego czasu pracy na część etatu.

Egoistyczny budżet
W rządowym pakiecie nie ma także rozwiązań podatkowych. Tymczasem takie ulgi od dawna funkcjonują np. we francuskim systemie podatkowym. Rodziny, szczególnie wielodzietne, mogą skorzystać z kwoty wolnej od podatku, obniżając w ten sposób wpłacaną państwu daninę. Cóż, jest wielu przeciwników wydawania pieniędzy „na dzieci”. Twierdzą oni, że za niską dzietność odpowiadają wyłącznie zmiany kulturowe. Jednak jak wskazują przykłady krajów, które prowadzą przemyślaną, długofalową politykę na rzecz rodzin, konkretne rozwiązania odnoszą sukces.

Najwyższy wskaźnik dzietności w Europie mają: Irlandia, Francja, Szwecja, Wielka Brytania, Finlandia. Tam politycy wprowadzili niskie podatki dla rodzin, zasiłki na dzieci, płatne urlopy wychowawcze, preferencyjne kredyty mieszkaniowe, rozbudowaną sieć placówek przedszkolnych... To działa!

Anita Karpińska